Cały Internet opanowała Potteromania. Wstyd się przyznać, ale mnie też dopadła. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie poza moją ciekawością i chęcią powrócenia do starych, dobrych znajomych, którzy kilka lat temu towarzyszyli mi codziennie przez jakiś czas.
Całe szczęście, że w sobotę nie musiałam jechać do miasta. Pod blokiem, w Biedronce, na półce leżało mnóstwo egzemplarzy, bardzo przeze mnie wyczekiwanej książki o tytule Sami Wiecie Jakim. Najdziwniejsze jednak było to, że: nikt specjalnie nie szalał i nie było problemu, żeby ją kupić. Nie musiałam stać pod sklepem bladym świtem, przed otwarciem, zatem sytuacje rodem z promocji w Media Markt mnie ominęły. Z jednej strony trochę byłam rozczarowana, że nikt nie był zainteresowany, że nie musiałam walczyć o książkę, że nie było bójek ani wyścigów. Z drugiej cieszę się, że nie musiałam urządzać polowania na nowego Harry’ego. Mogłam już w sobotę na nowo zanurzyć się w magicznym świecie, pełnym zwrotów akcji.