Pisać każdy może, bo Internet przyjmie wszystko. Okazuje się, że papier również. Piszemy na kartkach, chociaż coraz cześciej zamieniamy przybór do pisania na klawiaturę. Zapominamy, jak przyjemnie kiedyś trzymało się długopis czy pióro w ręce. Pisanie odręczne jest dużo bardziej wyzwalające, uwalnia naszą kreatywność i pobudza nasz mózg do twórczego działania. A mimo to szybciej wystukamy kilka słów na klawiszach niż postawimy zawijasy na pustym, śnieżnobiałym arkuszu, bo tego zwykle nie mamy pod ręką, a pisadło leży gdzieś „skitrane” w torebce lub cholera wie gdzie.
I chociaż narzędzie jest równie istotne, co dowolne, to liczy się przekaz i forma. Chyba najbardziej, przynamniej dla mnie. Nie pomoże nam ani wypasione pióro, ani super ekstra luksusowy komputer za kilka czy nawet kilkanaście tysiaczków.
Przecież każdy ma tyle do powiedzenia, że mógłby wszystko umieszczać w pliku czy zeszycie. Ale nie wszystkie nasze myśli są warte tego, by pokazać je światu. By się publicznie do nich przyznać.
Sama często się łapię na tym, że chciałabym napisać to czy tamto, że chciałabym podzielić się opinią na taki czy inny temat albo refleksją o ostatnio przeczytanej książce, ale zwykle nie siadam od razu i nie przelewam myśli do komputera. Notuję na kartce. Po dwóch dniach mój zapał i idea wydają mi się niegodne uwagi. Myśl nijaka, a forma przekazu – jeszcze gorsza. Bez żalu porzucam mój pomysł.
Czasem jednak powracam i tworzę. Tak tworzę. Bo dla mnie to rodzaj kreowania, układania, wymyślania, nadawania logicznego ciągu, pisania, skreślania i nieustannego poprawiania. Kiedy czytam swoje stare teksty, chciałbym się zamknąć w jakieś klatce. Nie przyznać, że to wyszło spod moich palców. Nachodzi mnie myśl: czy to naprawdę moje? A nie przypadkiem sąsiadki?
Dla mnie pocieszające jest to, że nawet wielkie umysły, mają podobnie, a nie tylko takie małe żuczki jak ja. Choćby mistrz Carlos Marrodán Casas, który nie lubi powracać do swoich przekładów, bo po latach zrobiłby to inaczej i z pewnością lepiej, bowiem z każdym rokiem przybywa mu doświadczenia w sztuce translatorskiej.
I na koniec przyznam się Wam, że zwykle przed napisaniem czegokolwiek powstrzymuje mnie strach. Paraliżujący, który chyba jest moim największym krytykiem. Wątpię i grzebię we wnętrzu moich myśli. Ileż to razy zmięłam kartkę albo skasowałam czarne literki w Wordzie? Ileż razy z politowaniem czytałam swoje wypociny? W końcu ileż to razy nie decydowałam się na publikację tekstu?
Tekst musi we mnie dojrzeć. Muszę go odłożyć i do niego wrócić. Muszę być przekonana, że chcę go komuś pokazać, bo przecież Czytelnik jest wymagający. Jest najlepszym przyjacielem ale i „wrogiem” moich dywagacji i dygresji. Wrogiem, bo bezlitośnie miażdży i wytyka wszystkie słabości i wady mojego przekazu. Dlatego obawam się, że napisanie czegokolwiek, co byłoby dłuższe niż 10 stron, zajęłoby mi wieki. No, może do śmierci bym go napisała. Choć tylko może mi się tak wydaje?
A Wy, co sądzicie? Zgadzacie się ze mną? Macie podobnie? A może jeszcze inaczej?
12 komentarzy
Mam podobnie. Zawsze odkładam swój tekst. Dopiero po czasie jestem w stanie spojrzeć na niego z dystansu, wychwycić błędy i nieodpowiednią konstrukcję. A kiedy coś opublikuję i wracam do tego po czasie, to też różnie z tym bywa. Czasem się wstydzę. Czasem kompletnie nie czuję swoich słów – jakby napisała je obca osoba. Czasem się dziwię, że to ja. Itd. Problem z pisaniem jest taki, że słowa i literki można przerabiać bez końca, a nie ma idealnych form. I myślę, że aby się szkolić w pisaniu, trzeba sobie pozwolić na niedoskonałość. Fajny cykl 😉
O tak! Przerabiać można bez końca
Hmm w sumie warto pozwolić sobie na tę niedoskonałość, choć potrafi nas mocno wyprowadzić z równowago. Chciałabym pisać jak nasi pisarze, nagradzani i chwaleni. Ale, gdzie mi tam do nich.
Oni też z pewnością zaczynali od niedoskonałości i przypuszczam, że nadal się z nią mierzą. Jak każdy.
Aga, a tak całkowicie z innej bajki, choć w temacie chwalonych i nagradzanych. Przeczytałaś „Fatum i furię”? Jestem ciekawa Twojej opinii
Siedzę akurat nad nią i nie mogę się w nią wbić :/
Jeszcze nie miałam okazji do niej usiąść, ale właśnie w tę pierwszą część/połowę trzeba się wbić. Tak wiele osób mówi
Bardzo mądrze piszesz. Jeśli chodzi o blog, to mam przemyślane, zaplanowane posty, choć czasem chcę coś napisać pod wpływem emocji, to jednak studzę zapał. Wolę mieć pewność, że to jest rzeczywiście to, co chcę napisać…. Ale publikuję też inne teksty, bardziej literackie, i rzeczywiście, są to teksty, na które wcześniej patrzę po kilka, kilkanaście razy… To chyba dobrze robi;-)
O tak, czasem pod wpływem emocji lepiej nie pisać 😉 Teksty literackie powinnny odleżeć, bo – jak mówisz – dobrze im to robi. Po latach pewnie co innego byśmy z takim tekstem zrobili.
Właśnie, lepiej niech poleżą trochę, a my nabierzemy dystansu:-)
OO tak:) Chociaż czasem mi się wydaję, że czasem mi potrzeba więcej wiary
też by się przydało:-)
Ba!
Wiele razy mam tak, że po prostu kasuję to co napisałem i zaczynam od nowa, bo mam wrażenie, że to co stworzyłem nie jest dobre, że ludzie zasługują na to, by przeczytać coś lepszego.
Najgorzej jednak, kiedy goni czas… wtedy nic nie pomoże
Właśnie najgorszy jest ten czas. Jak goni to faktycznie nic dobrego może z tego nie wyjść