Muszę Wam coś wyznać. Kocham literki. Pod każdą postacią. Lubię je pochłaniać (a nawet się nimi zażerać) podczas czytania, ale lubię też dla Was klepać literki i lubię swoją pracę. I choć pisanie tak, by zaintrygować czytelnika, do łatwych nie należy, to sprawia tyle samo satysfakcji, co kłopotów. Czasem „wystukiwanie literek”, może przyprawić nas o lekki ból głowy. Dobra żartowałam! Wcale nie taki lekki. 😉
Przecież nie będę Was okłamywać, że pisanie książki czy przekład tekstu, to pestka. Można sobie wyrywać włosy z głowy, szukając odpowiedniego słowa. Tego słowa, co to go mamy na końcu języka, ale nijak nie możemy go wymówić. Ba! Nie możemy go nawet wyklepać na klawiaturze. Szukamy go jak Nemo – bez skutku. Coś nam świta, niby już się nam ciśnie na usta, yyy… pod palce. Uff! Mamy go! Jest!
Jesteśmy zadowoleni. Banana mamy na twarzy, od ucha do ucha. Już prawie możemy odpocząć. A nie! To żart. Teraz dopiero zaczyna się zabawa. Może jednak warto użyć synonimu, bo słowo, którego tak szukaliśmy, bo było nam tak bardzo potrzebne, jest jakieś takie bezpłciowe, bez wyrazu. Może warto byłoby użyć określenia takiego bardziej nacechowanego emocjonalnie?
A może lepiej byłoby zmienić konstrukcję zdania, bo ta w brulionie jest koślawa, toporna, nie oddaje sensu i jeszcze – jakby na złość – zaburza rytm. Z drugiej strony, jeśli zmienię to zdanie, to kolejne też muszę poprawić, bo dziwnie odstaje od reszty.
OK. Skończyłam. Teraz muszę tylko przeczytać ten tekst tysiąc razy, poprawić interpunkcję. Wyłapać milion literówek. Cholera! I tak pewnie jakąś przegapiłam. Nic to! Za wszystkie błędy serdecznie żałuję i obiecuję poprawę.
A Wy? Też tak macie?
9 komentarzy
Tak 😉 Pisanie to nieustanne przewalanie słów łopatą na gruzowisku zdań w poszukiwaniu tych właściwych. A później obróbka: szlifowanie, szlifowanie, szlifowanie. Trochę jak w kopalni diamentów 😉
Mamy tak, mamy! Odnośnie błędów i literówek, najgorzej jak się jest taką wariatką jak ja i pisze po polsku z obcojęzyczną klawiaturą (zmiana ustawień językowych niewiele tu pomaga). Poza tym, dobrze trafiłaś z tym wpisem, właśnie przygotowuję wystąpienie na konferencję i zadaję sobie pięćdziesiąt pytań odnośnie zasadności i formy co drugiego zdania.
Oo widzisz, ale to chyba tak mają tylko Ci, co zdają sobie z sprawę z sensu wypowiadanych słów i zawiłości języka. Trzymam kciuki za konferencję!
I wiesz, o jakie ci słowo chodzi, ale… nie wiesz i mówisz rodzinie „jak się nazywa to, co…?” i nagle jedno słowo staje się zagadką dla całej rodziny:D
oo tototototo
Czasem chodzi za mną słowo i muszę go użyć

A ono się chowa,złośliwe
O tak! Chowa i jeszcze, kiedy się go woła, nie wyłazi
Oj tak, coś w tym jest. Szukasz, szukasz i nie możesz sobie przypomnieć. Kończysz trochę zmęczona i nagle olśnienie! A czasami idzie jak po grudzie. Są dni, że śmigasz po klawiaturze niczym Choppin po fortepianie, ale są i takie, gdy każde słowo wyrywa się dosłownie na siłę i co paradoksalne, te teksty bywają też dobre. Ja zawsze z radością stwierdzam, że uprawiam „żonglerkę słowami”, ale mimo tego przymrużenia oka, ćwiczę, staram się, biorę odpowiedzialność za to, co tworzę, bo tak trzeba. Jeśli już coś robić to porządnie!!!
Błędy się zdarzają każdemu
Ale tez mam taką zasadę
To szukanie może wykończyć 😉