Dzisiaj środa, więc urody mi doda mała porcja głoda 😉
Dobra, dobra! Żarty żartami, ale wiecie… Czasem dopada mnie taki literkowy niedosyt, że szumi mi w głowie, na niczym nie mogę się skupić. Jestem niczym narkoman na głodzie. Brakuje mi dawki dobrej historii, która na chwilę mnie pochłonie – zabierze w inne miejsce, czasem nawet inne czasy. Czuję się wtedy rozdrażniona, i mam ochotę kąsać domowników.
Taki stan zwykle dopada mnie, kiedy nie mogę oddać się leniwemu siedzeniu pod kocem na kanapie ze stosem książek. Wtedy dziwnym zbiegiem okoliczności akurat mam pilne zlecenie do zrealizowania, dom do odgruzowania albo akurat jestem w szale wymyślania nowych projektów 😉 I w takich okolicznościach przyrody, mam takie literkowe ssanie, że czacha dymi.
Aby choć trochę załagodzić ten niekomfortowy stan umysłu:
- zabieram czytnik, tablet do toalety. Zdążę przeczytać choć kilka linijek jakiejś książki. No, choćby blurba na okładce. Czytam też wszelkie etykiety, na które się natknę. W kuchni, łazience czy WC.
- garściami chłonę literki na Facebooku, chociaż to nie to samo. Ale gdyby się tak zastanowić, to w sumie niezły materiał na powieść można tam znaleźć.
- dopadam do mojego stolika nocnego, wyszarpuję ze stosiku jakiś tytuł i sycę oczy czarnymi zawijasami, przez chwilę. No, dobra kilka chwil, tak trochę nielegalnie. Ale, ciii… Potem z żalem odkładam książkę na stolik z powrotem. Robota nie zając, ale jednak.
Niestety na nic się to wszystko zdaje, psu na budę te lekarstwa. Chodzę podenerwowana, czuje się jak po odstawieniu jakiegoś cholernego chemicznego świństwa. Uleczyć może mnie tylko dawka kilkuset stron pochłoniętych najwyżej na dwa razy. Wiem! nie jestem normalna, ale wiecie… ja z tej obsesji nie chcę się leczyć. To mój nałóg i na odwyk nie idę! Choćbyście mnie szantażowali, przypiekali, głodzili albo nawet mi grozili. Nie pójdę i basta!
A w znacie taki stan? Zdarza się Wam taki głód? Macie na niego jakieś sposoby?
12 komentarzy
Też znam ten rodzaj głodu, ale u mnie to już chyba patologia, bo czasami naprawdę nie wyrabiam się przez to z pracą. Problem polega chyba głównie na tym, że pracuję w domu i ciągle mam wszystkie moje książki na widoku, więc kusi mnie niemiłosiernie, aby sięgnąć po jedną z nich.
Też mam ten problem:) Pracuję w domu i wszystko rozprasza a już zwłaszcza książki.
Jeżu Słodki ! A myślałam, że tylko ja wiedziona głodem czytania sięgam w łazience/toalecie po etykiety na środkach chemicznych. Od dziecka tak mam i do tej pory myślałam, że to jakiś ciężki feler psychiczny 😉. A tu w Takim Towarzystwie jestem ! Jakiś czas temu opracowałam ( z mężem i synem – oni tez ciut dziwaczni ) system półki w łazience/toalecie zaopatrzonej w lektury dla każdego : książki i prasa – sukcesywnie wymieniana. Polecam 🙂!
haha to śaldem Umberto Eco i Mellerów
Doba biblioteczka w toalecie nie jest zła.
Haha, czytanie etykiet też mi od dziecka towarzyszy
U mnie jest podobny stan (choćby teraz!), ale inaczej się to objawia. Potrzebowa czytania wszystkiego, co wpadnie mi w ręce, dawno minęła. Teraz mam po prostu chęć na konkretną literaturę i jeśli mam chwilę dla siebie, wówczas jak najszybciej sięgam po tę upragnioną książkę.
Ha, widzisz! Tutaj też tak mam, ale kiedy nie mogę sie zanurzyć w tej upragnionej książce, to czytam, co popadnie 😉 bo strasznie nie lubię szatkować lektury. Lubię tak płynnie. Od dawna natomiast nie czytam już wszystkiego, co pojawia sie na rynku 😉
Zdecydowanie miewam takie głody! I to coraz częściej… Wstaję, staram się normalnie funkcjonować, ale w podświadomości ciągle mam historię bohaterów z ostatniej powieści lub z tej, którą obecnie czytam. No i co zrobić? Ciągnie mnie do książek niemiłosiernie i muszę codziennie przeczytać choć kilka linijek (oczywiście wskazane więcej hihi). Narkomania książkowa – myślę, że to grupa uzależnień z bogatym umysłem i przyszłością 😛
Justyna z livingbooksx.blogspot.com
Haha tak
coś w tym jest:) Zwłaszcza ta bogata przeszłość 😉 To jest dobre! hihi <3
Znam, szczególnie, kiedy czytam kiepską książkę:D
Etykiety w kibelku zawsze spoko!
hahahaha etykiety w kibelku rządzą. Najciekawsze są z Domestosa 😉 hahaha
Pożeram książkę o poranku, wstaję czasem o piątej, żeby przed wyjściem do pracy móc się porządnie nażreć, by potem głodu nie odczuwać 😉 Latem zdecydowanie łatwiej niż zimą
Hahahahaahaahahahaaha nażreć, no jakbym Cię słyszała.
Ale to dobra metoda, tylko jak idę spać o po drugiej to ni cholery o piątej nie wstanę. Fakt latem jakoś łatwiej.