Kto mnie chociaż trochę zna, ten wie, że nie lubię zwykłych obyczajówek. Zwłaszcza takich przewidywalnych, niczym niewyróżniających się z tłumu. Jednak są takie książki, po które sięgam w ciemno, tylko jeśli na ich okładce widnieje to konkretne nazwisko: Rudzka. A dokładniej Teresa Monika Rudzka. Dla mnie to gwarancja dobrej obyczajowej lektury, która odbiega od trendów panujących na rynku. Ba! Panoszących się na naszym wydawniczym poletku.
Dlaczego właśnie jej powieści?
Teresa Monika Rudzka, polonistka z wykształcenia, zawsze zwraca uwagę na język, którym opowiada swoją historię. Dba o każdy szczegół. A co najważniejsze nie idzie owczym pędem. Pisze powieści o życiu, czerpiąc inspirację ze swoich doświadczeń. Może dlatego jej historie są autentyczne, choć pewnie niejednemu czytelnikowi wzburzy się krew po ich przeczytaniu.
Zresztą autorka stawia sobie wysoko poprzeczkę. Nie pisze powieści ckliwych, przesłodzonych. Nie tworzy też oczywistych opowieści. Chociaż czasem korci nas, żeby jakiegoś bohatera opisanego w książce jednoznacznie ocenić, to jednak po zapoznaniu się z fabułą, już nie możemy tego uczynić.
Tak było i tym razem. Na karuzeli jest bowiem historią o kobietach, których życie nie było usłane różami, a ich relacje pozostawiały wiele do życzenia. I choć wydawało się, że ich zachowanie jest niedopuszczalne, można nawet byłoby powiedzieć, że przekracza wszelkie granice przyzwoitości, to kiedy przeczytamy historię od a do z, zaczynamy choć trochę rozumieć postępowanie bohaterek. I choć tego nie pochwalamy, a włos jeży się na nam na głowie, to jednak dociera do nas przyczyna tak nieodpowiedniego zachowania. I może dociera do nas również, podwód dla którego, opisanym na kartach tej książki, kobietom puściły wszelkie hamulce przyzwoitości.
Na karuzeli nie jest – z pewnością – pozycją odpowiednią dla czytelniczek, które uwielbiają historie miłosne ociekające lukrem. Co to, to nie! To nie jest powieść, dla tych którzy uważają, że życie jest idealne – wolne od trosk i patologii. To nie jest historia, dla tych którzy są zawsze ę i ą. Którzy uważają, że nikt nie może się sromotnie w życiu zagubić.
Teresa Monika Rudzka pokazuje nam bowiem (zresztą kolejny raz), że nie zawsze jesteśmy przyzwoici, że nie ma idealnych relacji, że często rodziny skrywają tak szokujące tajemnice, że nie mieści się nam to w głowie. Ba! Nierzadko to rodzinne szambo, o którym nie mamy pojęcia, bo życie tych osób na pierwszy rzut oka, z zewnątrz wydaje się idealne i poukładane.
Jedno mogę Wam powiedzieć: Teresa Monika Rudzka zachwyca nie tylko formą i konstrukcją fabuły, ale również trafnym spojrzeniem na rzeczywistość. Pokazuje problemy, które dotykają wielu ludzi. Być może za ścianą, dzieją się podobne, niedopuszczalne sytuacje, które dosadnie opisała autorka. Zresztą nie zdradzę Wam wszystkiego, tę książkę po prostu trzeba przeczytać.
*A dla mnie to lektura, w której odnalazłam (między wierszami) mnóstwo odniesień do sytuacji, które nie są mi obce. Mam podobne spostrzeżenia i wnioski. Ale w sumie nic dziwnego, Teresa Monika Rudzka zawsze dosadnie i prawdziwie przekuwa życie w fikcję literacką.
6 komentarzy
Nie znam tej autorki, nawet nie słyszałam o niej wcześniej – może czas to zmienić
Hah Myślę, że tak ona nie pisze słodkich bajek dla dorosłych!
I za to właśnie ją lubię.
Czuję się zachęcona, zwłaszcza, że nie jest to historia miłosna ociekająca lukrem, takich bardzo nie lubię
Pozdrawiam Agnieszko! 
Cieszę się Agnieszko
Bo o jej powieściach powinno być głośno.
Dopisuję do niekończącej się listy czytelniczej. Skutecznie mnie zachęciłaś 😉
Haha to ja się cieszę
Ale Teresa pisze można powiedzieć niekomercyjnie, ale dobrze. Tę przeczytałam na 1 raz! <3