*Wybór jest zupełnie subiektywny, nie ma na celu wyśmiania autora ani jego twórczości. To raczej zbiór spostrzeżeń, które towarzyszą mi podczas oglądania zapowiedzi i premier na stronach wydawnictw.
Jak pewnie mnie znacie, to wiecie, że ja muszę czasem inaczej. Tym razem zamiast mówić o premierach książkowych, które mnie interesują, chciałabym napisać Wam o książkach, po które nie sięgnę z różnych powodów.
I nie wiem, ale chyba się starzeję. Nie to, że nie mam ochoty czytać, kupować książek i czynić tych wszystkich innych rzeczy, które związane są z połykaniem literek. To wcale nie tak. Jednak doszłam do wniosku, że wszystkiego nie mogę przeczytać, choćbym chciała, a po drugie, po co czytać coś, co już z opisu wydaje się banalne (może nie jest, ale intuicja mi podpowiada, że tak jednak będzie, a ta ostatnia rzadko mnie zawodzi). I możecie się oburzać i na mnie krzyczeć, ale na marne książki szkoda mi czasu. I wiem, że książek po okładce się nie ocenia, ale… Ale kiedy sama zapowiedź sprawia, że zapala mi się lampka: to już w takiej konfiguracji było, na pewno gdzieś to widziałam albo mam ochotę krzyknąć nihil novi, to dowód na to, że to lektura nie dla mnie. Tyle ciekawych książek czeka na mnie choćby na półce w domu czy na Legimi (w księgarni i bibliotece również), więc po co marnować czas na przeciętniaki. Kiedyś pewnie połasiłabym się na większość, teraz jednak do mnie dociera, że doba jest za krótka, żeby móc poznać wszystkie tytuły. Trzeba czasem dokonać selekcji.
Tym razem padało na 4 pozycje, które oszczędzą mój porfel (chociaż pewnie, jeśli bardziej zaostrzyłabym kryteria wyboru, to na liście znalazłoby się jeszcze kilka innych pozycji):
O tej książce napisała Jusssi u siebie na blogu. I myślę, że fragmenty, które zacytowała są wystarczającym powodem, do tego, żeby nie sięgnąć po tę książkę. I choć być może dotyka ważnych tematów życiowych, choć być może znajdzie wielu swoich zwolenników, to ja wymiękam. Lubię czasem poczytać o życiu. W jakieś dowcipnej formie. Coś co nie będzie wymagające, nawet już może być oparte na znanych nam motywach, ale chciałabym, żeby przedstawiało to jakąś wiekszą literacką wartość. Książka obyczajowa nie musi być wybitna, ma służyć rozrywce, ale moje granice tolerancji nadwyrężyłaby ta książka dość mocno.
Kolejną powieścią jest książka o pragnieniu bycia matką, o poczęciu potomstwa, o trudnych decyzjach. Wszystko ładnie i pięknie. Nie wykluczam nawet, że to książka, która niesie ze sobą wiele przemyśleń, ale w ostatnim czasie takich powieści powstało już całe mnóstwo. Dla kogoś, kto nie zna podobnych historii, będzie to pewnie przyjemna lektura – być może nawet wzruszająca i pewnie całkiem sprawnie i lekko napisana. Ale ja jej mówię, nie. Nie dlatego, że jestem uprzedzona, nie dlatego, że Autorka nie ma nic ciekawego do powiedzenia, bo może jej opowieść jest warta opowiedzenia, ale dlatego, że chciałabym dowiedzieć czegoś, co nie wiem, a podczas lektury wymamrotać pod nosem: ależ mnie zaskoczyła.
No ba! Kolejna powieść tej Autorki. I o zgrozo!, rekomendowana jako kolejna historia mistrzyni książek pełnych emocji. Jakoś jeżę się okropnie, kiedy widzę takie hasła promocyjne. Pomijam, że okładka jest jakaś taka nijaka. Bardziej boję się cykli, które ciągną się w nieskończoność, bo często formuła wyczerpuje się po jednej historii, czasem trzech 😉 I niestety kolejne pomysły często są już powielane, zmienia się jedynie sceneria, bohaterowie, ale schemat pozostaje ten sam. Chyba jednak sobie daruję, bo z pewnością nie doczekalibyście pozytywnej recenzji.
A ostatnia jest poradnikiem celebrytki, YouTuberki. Wydawnictwa bazują na popularności blogerów, vlogerów, liczą na sprzedaż. Tak naprawdę większość informacji zawartych w takich pozycjach, znajdziemy u nich na blogu, na kanale czy po prostu w internecie. I nawet może szata graficzna jest kusząca, zdjęcia całkiem niezłe, to będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Jeśli mam już wydać pieniądze, to wolałabym w podobnej cenie kupić książkę kucharską, z której będę korzystać częściej, a z pewnością będę do niej wracać.
A Wy czego nie przeczytacie?
16 komentarzy
Jakoś nie ciągnie mnie to Mastertona ani nowych Kingów. Już wolę twórczość syna Kinga. Wydaje mi się, że pewne rzeczy już mi się totalnie przejadły.
Hmm takie zmęczenie przychodzi chyba zawsze do każdego czytelnika.
Książki zdecydowanie nie dla mnie 😉 Zwłaszcza Michalak – gdy mi ktoś wmawia (tutaj: okładka), że coś zachwyca, to mnie akurat wręcz skręca (i chce się cytować klasyka: „Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?”).
Otóż to
Zwłaszcza w przypadku takiej literatury 😉
Tak wiele książek – tak mało czasu – coś w tym jest

Choćbyśmy się starali to i tak nie uda się przeczytać nawet ułamka tego, co byśmy chcieli. I nie ma sensu się zmuszać, nawet jeśli ktoś zachęca i namawia
Dokładnie tak
Poza tym, jeśli czujemy, że to nie to, to może faktycznie lepiej dać sobie spokój.
Widzę, że mamy absolutnie podobny gust jeśli chodzi o książki, na które najzwyczajniej w świecie szkoda czasu
Szczerze mówiąc, nie wiedziałam nawet o takich pozycjach, po prostu leżą one tak bardzo poza moimi kręgami zainteresowań, że nie śledzę nawet nowości wydawniczych w tym nurcie. Jest tyle wspaniałych lektur, że nie wiem co musiało by mnie podkusić, żebym sięgnęła akurat po którąś z tych o których napisałaś 
Ja zwykle przeglądam większość nowości, tak dla własnej wiedzy 😉 i chociaż lubię czasem coś totalnie odmóżdżającego, to niektóre już naprawdę jadą po bandzie.
Cieszę się, że wieść o Pozytywce poszła w świat. Słusznie
Wbrew pozorom blogosfera przesiąknięta jest pozytywnymi opiniami i to one przeważają. Na pewnym forum ostatnio toczył się wątek, dotyczący opinii na lubimy czytać, gdzie opinie sporej części blogerów wynosiły w większości 7/10 Trochę zanika wiarygodność, no chyba że ktoś nie niesamowitego farta 😉 Sama nie często trafiam na buble, bo zazwyczaj czytam najpierw zagraniczne recenzje. No w przypadku polskich autorów kieruję się przeczuciem i dorobkiem. Ale potknięcia się zdarzają. Tu już nawet nie chodzi o podoba mi się/nie podoba tylko o poważne argumenty. Nie sądzę, aby skrzywdziła Pozytywkę jej własnymi cytatami, sama to zrobiła.
też byłam u Jusssi i czytałam opinię, ale ja mam na przekór i pewnie przeczytam by się samej przekonać, może rzucę nią w połowie nie wiem okaże się 😉 i masz rację książek jak „Pokalane poczęcie” jest kilka i one się powielają bo przecież nie można chyba napisać czegoś nowego… a może można?
Hmm a mnie jakoś do Pozytywki nie ciągnie
A o poczęciu kilka już było, kolejne pewnie w drodze i myślę, że wszystkie powielą schemat
Bo tu nic odkrywczego raczej się nie da napisać.
Też czytałam u Jusssi i „spociłam się” ze strachu, jak ta książka słabo się zapowiada… a będę ją mieć, sama chciałam, nie wiem, tytuł taki ładny…a tu masz babo placek…
O pozycji nr 2 pierwsze słyszę, nie planuję, nr 3 i 4 zresztą też.
Michalak tylko „poziomkę” i „jagódkę” czytałam miło-rozrywkowo, z pełną świadomością czytania „bajki”, potem „Zmyśloną” – tu już „byłam na nie”. Podjęłam jeszcze próbę – i padłam po kilkunastu stronach.
Cóż, na pewno nie będę się rzucać na „życiowe” obyczajówki, co najwyżej jakąś komedię powieściową, taką „z jajem”, a nie z dramatami wyłażącymi z każdej kartki.
Niestety, wszystkiego przeczytać się nie da, selekcja musi być bardzo ostra. A i tak nie znajduję czasu na powroty czytelnicze i klasykę .
Taa ooo powrotach czytelniczych to nie ma nawet mowy:) W takim natłoku. Do obyczajówek jestem zrażona, chociaż czasem coś dobrego się znajdzie
Nawet jak jest schematyczne, ale broni się humorem
czy językiem. Michalak mnie jakoś odrzuca.:)
Bardzo ciekawy wpis, taki inny
Myślę, że ja również podaruję sobie te książki. Być może zrobię wyjątek dla historii o zostaniu matką, ale niekoniecznie 