Więcej o filmie: tutaj
Kiedy mól książkowy wybiera się do kina (średnio tak raz na rok, bo okoliczności nie sprzyjają), to od razu zachłannie wybiera się na dwa filmy. Tak na zapas! Bo jakby miała być wojna, to chociaż zobaczy dwa filmy – być może ostatnie w swoim życiu. 😉 Ale na tak na poważnie, dawno nie miałam takiej uczty w kinie. Wyszłam naprawdę bardzo zadowolona, i mogę dopiero za rok iść do kina, jeśli kolejna wizyta ma być tak bardzo udana! To, myślę, że warto poczekać!
Dzisiaj jednak chciałabym Wam opowiedzieć o „Nienawistnej ósemce” Quentina Tarantino, a raczej o moich odczuciach. O „Excentrykach”, jeszcze Wam opowiem
„Nienawistna ósemka” to film idealny na tę zimową porę. Mnóstwo śniegu, świetna ścieżka dźwiękowa. Kawał dobrego kina, ale tylko dla wielbicieli Quentina Tarantino, chociaż z tego, co wiem, ten film podzielił fanów tego twórcy na: zachwyconych i zawiedzionych. Ja jestem pod wrażeniem jego umiejętności, historii i obrazów, którymi reżyser karmi widza. Nie przeszkadzało mi to, że akcja rozwijała się powoli. Mogłam delektować dialogami, scenerią i muzyką.
Cóż ten Quentin Tarantino ma w głowie? Pomieszanie sieczki, rozbryzgów i specyficznego humoru daje nam mieszankę wybuchową, ale co wydaje się niemożliwe – jest to historia z przesłaniem. Tym razem Quentin Tarantino zaserwował nam 3 godziny filmu, bardzo dla mnie klimatycznego. Wszystko opatulone jest tajemnicą – całkiem grubą warstwą. Akcja filmu ma miejsce praktycznie na zamkniętej przestrzeni – niewielkiej chacie, pasmanterii Minnie. Na zewnątrz szaleje śnieżyca, może nawet bardziej zamieć. Wydaje się, że przez większą część filmu nie dzieje się prawie nic – bohaterowie głównie rozmawiają. Ale jednak. Możemy się delektować całą galerią postaci – nietuzinkowych, charakternych, skrywających swoje tajemnice. Świetna gra aktorska – perełka całego filmu. Wszystko takie westernowe, tylko w zimowej scenerii, ale trudno się temu dziwić, Tarantino uwielbia westerny.
I chociaż miłośnicy akcji będą raczej zawiedzeni, to ja nie mogłam oderwać wzroku od ekranu. Byłam jak zahipnotyzowana! Jakaś magiczna siła przyciągała wzrok do kolorowych obrazów.
Dla mnie to było idealne, spaczone poczucie humoru z doskonałą oprawą muzyczną (ale to przecież Ennio Morricone) i wręcz chorymi efektami specjalnymi. Podobało mi się i cóż? Obejrzałabym jeszcze raz.
12 komentarzy
Ja tam bardzo dobrze się bawiłem na „Nienawistnej Ósemce”. W tym filmie było chyba wszystko, czego odczekiwałem od Quentina, zaczynając od wspomnianej przez Ciebie świetnej muzyki, a kończąc na krwawych jatkach
Haha też się bawiłam świetnie
ale tak to jest jak się ma takie poczucie humoru 😉
Nie wiem, czy jestem fanką Tarantino, ale widziałam już wszystkie jego filmy i „Nienawistna ósemka” nie mieści się w czołówce. Owszem, było tam kilka scen, które zapadną mi w pamięć, jednak brakowało tego typowego dla reżysera polotu, tekstów, które będziemy cytować. Dodatkowo niesamowicie irytująca rola Tima Rotha (który zachowywał się niczym gorszy brat Christopha Waltza) sprawia, że „Nienawistna ósemka” jest dobra, tylko dobra – a od Tarantino nikt nie oczekuje dobrego, a zniewalającego.
Na brawa zasługuje na pewno muzyka – Morricone napisał cudowną ścieżkę dźwiękową (choć jeden motyw bardzo skojarzył mi się z „The Thing”;))
Mnie poczucie humoru odpowiadało i w najnowszym. Może faktycznie nie jest to czołówka, ale nadal dla mnie bardzo dobre kino. Mnie nie zawiódł:) Choć niektórzy mają mu za złe, że ten film nie jest taki jak jego poprzednie. „Nienawistna ósemka” jest nakręcona trochę w innym stylu, ale nadal z przesłaniem. Hah mnie się podobały wszystkie postaci i Tim Roth był genialny, irytujący, ale czułam, że taki musiał być
Filmu jeszcze nie widziałam choć taki mam zamiar. Z tego co u Ciebie przeczytałam to klasyczny Tarantino, czyli wspaniałości. Każdy jego film niesie za sobą jakieś przesłanie. Oglądałaś „Django” ? No i jak zawsze, Ennio Morricone. Uwielbiam Tarantino i mimo, ze jego filmy coraz to dłuższe zupełnie mnie nie nudzą. Niestety, to podobno jego ostatnie dzieło.
Hmm Django jeszcze nie widziałam, ale w planach mam. Mnie też nie nudził, chociaż wiem, że niektórzy są zawiedzeni tym najnowszym filmem.
Mi też się baaaaaardzo podobało
I ta scena z kawą 😉
Warto obejrzeć
Scena z kawą epicka!
Czaję się na ten film i czaję, ale teraz mówię „dość”. Rezerwuję bilet i idę. I nie ma to tamto 😉
Prawidłowo!
Uwielbiam filmy Quentina Tarantino :). Dlatego bardzo dziękuję Ci Agnieszko za ten post, bo przypomniałaś mi, że ja także powinnam odłożyć książki na bok i wybrać się do kina, właśnie na ten film… muzyka Ennio Morricone dodatkowo mnie przyciąga :). Cieszę się, że udało Ci się spędzić dobrze czas, i że nie były to zmarnowane chwile… Koniecznie napisz o wrażeniach z „Excentryków” może i ja zrobię sobie filmowy maraton… bardzo by mi się przydał, mam w domy istny armagedon z powodu remontu, miło byłoby się oderwać od tego chaosu…
Pozdrawiam ciepło Agnieszko, przyjemnej niedzieli :*
Fakt czasem warto się wybrać na taki maraton filmowy ;)O Excentrykach też napiszę