Jeśli ktoś by mnie zapytał, czym się kieruję, kiedy wybieram lekturę, przez chwilę pewnie bym się zawahała – zanim udzieliłabym sensownej odpowiedzi. Bo gdyby się zastanowić nad tym pytaniem, odpowiedź pewnie nie byłaby do końca taka jednoznaczna, jakby się mogło wydawać. Otóż:
Po pierwsze dostrzegam zmiany, które wpływają na moje czytelnicze decyzje. Kiedyś pewnie po wiele książek sięgnęłabym bez ociągania, teraz coraz częściej zastanawiam się, czy jest sens. Dobieram lektury bardziej świadomie, z przekonaniem, że chcę właśnie to przeczytać. Nie dlatego, że wszyscy o tym mówią, nie dlatego, że jest to nowość (choć i te czytam), ale dlatego, że mam na to ochotę – nawet jeśli zostało wydane 10 lat temu. Nic nie szkodzi, chętnie przeczytam.
Po drugie to, co wybieram w danym momencie, zależy przede wszystkim od mojego nastroju. Czasem lubię się psychicznie skopać, dowalić sobie, by przeżywać losy bohaterów i cierpieć razem z nimi w milczeniu. Innym razem mam ochotę się pośmiać albo połknąć coś za jednym posiedzeniem, tak w ramach relaksu. Ale wszystko to zależy od mojego wewnętrznego „widzimisię”.
Po trzecie, kiedy coś mi wybitnie nie wchodzi, odkładam – na potem (o ile to oczywiście możliwe). Nie męczę się i nie próbuję sobie udowodnić, że jestem taka twarda, bo czytam te okropne bzdury. Dochodzę po prostu do wniosku, że szkoda życia na beznadziejne książki. No, chyba że stwierdzę, że warto Wam coś odradzić, wtedy się przemęczę, bo żeby krytykować, trzeba wiedzieć za co! 😉
Po czwarte czasem skusi mnie jakaś recenzja w Internecie albo – będąc bardziej precyzyjną – opinia blogera albo vlogera (znajomego, a czasem jakiegoś przypadkowego). Nie będę oszukiwać, że i Wy Czytelnicy tego bloga nie macie wpływu na to, co czytam albo – no chociaż – planuję, zamierzam pochłonąć, bo nie byłoby to w zgodzie z moim sumieniem.
Po piąte ładna okładka (ale czasem nawet ohydna mnie zainteresuje, bo tak naprawdę liczy się wnętrze) oraz rekomendacje też mają swój udział w tym jakże skomplikowanym procesie, jakim jest wybór książki na wieczór. Bo przecież muszę sprawdzić, czym zachwyca się Bonda, Mróz czy ulubiony bloger. Ba! i to nie jeden, a cała masa 😉
Po szóste staram się unikać powieści, które już po zerknięciu na ich opis, sygnalizują, że to będzie kolejny odgrzewany kotlet. Zwykle mam nosa, ale czasem zdarza mi się naciąć.
Po siódme bywa, że wybieram coś z domowej albo miejskiej biblioteki albo na chybił trafił, bo jakaś magiczna siła mnie do danego tytułu przyciąga. Nie mogę się mu oprzeć.
Po ósme rzadko planuję, bo i tak życie potem te plany skutecznie weryfikuje. Idę po prostu na żywioł albo czytam coś, co ma akurat priorytet.
A Ty i Ty (tak właśnie Ty), czym się kierujesz, wybierając tytuł do pożarcia?
8 komentarzy
Ja również nie doczytuję męczących książek, po co? Coraz częściej zauważam, że zmienia mi się gust, a może chęci. Kiedyś lubiłam mroczne książki, kryminały, thrillery, obecnie rozpływam się w powieściach dla młodzieży i kobiet oraz książkach „chorobowych”. Zwracam uwagę na nowości, ale nie mam nic przeciwko bibliotekom i starszym lekturom
I tak, raczej nie warto planować.
Hmm tak, gusta się chyba zmieniają:) Człowiek dojrzewa do innych historii.
Biblioteka i starsze lektury to czasem dla mnie zbawienie.
Ja się przede wszystkim kieruję tematyką – są tematy, które szczególnie mnie interesują. Gatunek – ma znaczenie (nie lubię romansów, nie sięgnę po YA). Poza tym okresowo mam fioła na konkretny typ literatury: lit. amerykańska lat 20 XX wieku., proza iberoamerykańska, literatura rosyjska itp. Teraz na przykład mam bzika punkcie na non – fiction, więc nadrabiam zaległości z lat. Poza tym są wydawnictwa, którym ufam (np. WL czy Czarne) i po ich książki mogę sięgać w ciemno. Często korzystam z podpowiedzi innych blogerów (zwłaszcza z zestawień , podsumowań), słucham Nogasia, Oglądam Cappuccino z książką. Źródeł inspiracji jest mnóstwo, ale nigdy nie kupuję w ciemno, pod wpływem impulsu, chwili. Zawsze najpierw muszę wiedzieć, CO kupuję…
Z gatunkami też tak mam, chociaż z czystej ciekawości czasem po coś sięgnę, żeby się przekonać, że to naprawdę nie to. Nogaś poleca dobre książki to fakt, telewizji niestety nie mam 😉 Ja ostatnio rzadko kupuję albo wypożyczam albo korzystam z Legimi.
Chyba przede wszystkim ochotą, apetytem. W danej chwili. Czasem nawet sięgam po tego odgrzewanego kotleta, jak Ty to określasz, bo tak mnie najdzie i nawet mi nie przeszkadza, że „ale to już było”. Kieruję się też stylem autora, czasem tak mi podejdzie że koniecznie muszę przeczytać kolejne jego książki. Z okładkami różnie bywa, czasem zwodzą, czasem kuszą
Stawiam na intuicję! Ale zanim, to jednak musi być w tej książce coś, co jakkolwiek mnie do niej zachęci. I nieważne czy jest to okładka, tytuł, opis, autor czy też polecenie innej osoby – musi to być coś, co sprawi, że będę chciała ją przeczytać, że będę miała dobre co do niej przeczucie, dobre skojarzenie – nawet jeśli tylko podświadome

Pozdrawiam
Tak, to jest dobry powód
Intuicja też się często sprawdza. To coś to czasem jest prawie niezauważalne 