Do tego wpisu zainspirowała mnie tym razem Magota. Dziękuję Ci bardzo! Magota zapytała mnie bowiem, jakie najgorsze książki spotkałam na swojej drodze.
To jest bardzo trudne pytanie. Zresztą same trudne pytania mi zadajecie! Z tymi najgorszymi książkami, mam jednak mały problem. Zwykle trafiam na dobre książki, i omijam te, które już z opisu wydają mi się przewidywalne. Częściej jakieś mnie wkurzają, czasem tak po prostu, czasem z konkretnego powodu.
Zdarza mi się jednak sięgnąć po książkę, której nikomu bym nie poleciła. Pół biedy, jeśli jest to debiut. Wtedy wszelakie niedoróbki można jeszcze „jakoś” usprawiedliwić albo w ostateczności zrzucić na wydawnictwo, wydając osąd, że wypuściło spod swoich skrzydeł zwyczajnego bubla.
Bywa, że dostaję coś, co mnie całkowicie rozczarowało. O takich książkach mówię w pierwszym odcinku polecanek i póki co cykl utknął w miejscu, bo nie trafiłam na nic takiego, co mogłabym Wam z czystym sumieniem odradzić. I może dzięki Bogu, że te złe, straszne gnioty mnie omijają 😉
*Jeśli nie zasybkrybowałaś/ zasusbkrybowałeś jeszcze kanału będzie mi bardzo miło, jeśli to uczynisz. Bardzo dziękuję za każdą jedną duszę, która mi kibicuje.
Częściej natomiast zdarza mi się czytać książki, których losy dopiero się wążą. Zwykle są to debiuty. I bardzo często są to mocno schematyczne opowieści, takie w których schemat schematem pogania. Ze dwa razy zdarzyło mi się już na samym początku przewidzieć, jak skończy się historia. Choć trzeba przyznać, że Autor próbował ratować się innymi sposobami, to jednak po przeczytaniu byłam całkowicie zniesmaczona. Być może właśnie dlatego od jakiegoś czasu unikam takich typowych obyczajowych powieści. Natomiast daję szansę tym, które zostały nagrodzone, ale i tu oczekiwania są dużo wyższe. Rzadko jednak się na nich zawodzę.
Skoro już się Wam przyznaję do książkowych porażek, to wyjawię Wam, że w życiu nie przeczytałam tylko 4 lektur, które dla mnie – po prostu – były koszmarne. Nie mogłam przez nie przebrnąć. I uwaga były to: Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren, bo pamiętam, że wydawała mi się wtedy koszmarnie długa; Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej – Boże te koszmarnie nudne opisy przyrody; Syzyfowe prace Stefana Żeromskiego – Matko święta jakiego to były bełkoty i Krzyżacy Henryka Sienkiewicza, chłop mi historię obrzydził, nie mówiąc już o książkach historycznych 😉 I możecie się ze mną zgadzać bądź nie, ale za żadne skarby po nie nie sięgnę. No może prócz Dzieci, im to może jeszcze dam szansę. Reszty nie tknę, choćbyście mnie przypalali i torturowali. Nie dam się na nie namówić. Nie sięgnę po nie: never again!
A na koniec powiem Wam, że mocno rozczarowała mnie Dziewczyna z Pociągu, o której pisałam tutaj. Mimo tego, że przeczytałam ją szybko, nie mogę powiedzieć, by mnie zaskoczyła albo była lekturą, na którą warto tracić czas. No chyba, że macie ochotę na coś totalnie niezobowiązującego.
Pewnie znając życie coś ominęłam, ale kto by się tym przejmowałam. Najwyżej kiedyś napiszę jeszcze jedną podobną notkę. Do zobaczyska!
A Wy jaką najgorszą książkę, kiedyś przeczytaliście?
21 komentarzy
Serwus!
Zaskakujące – nie przeczytałam „Dzieci z Bullerbyn” z tego samego powodu: niebieskie, opasłe tomiszcze porządnie mnie zniechęciło – to był czas, kiedy jeszcze nienawidziłam czytać (sic!). Ostatnio jednak coraz częściej wraca do nie pytanie: na czym polegał ich sukces? Może powinnam przeczytać? To się zaczęło od chwili, kiedy ujrzałam (chyba) nowe wydanie na wystawie księgarni. Przez jakiś czas codziennie obok niego przechodziłam (do czasu, kiedy zmienili wystawę). „Syzyfowych prac” chyba nam nie zadali, albo mam jakieś dziury w pamięci. Jeśli chodzi o dwie pozostałe, to zgadzam się w stu procentach.
ZMIERZCH… po przeczytaniu pierwszej części nadal dziwię się, że dobrnęłam do końca (być może dlatego, że był to prezent urodzinowy). W trakcie porządkach w książkach zdecydowałam się na podarowanie owego egzemplarza do biblioteki.
Wspomniany Grey pachnie mi czymś podobnym (szczególnie po obejrzeniu (ach, ta ludzka ciekawość) pierwszej i OSTATNIEJ dla mnie części). Była jeszcze taka książka, która ostatnio mi się przypomniała, i którą skończyłam jedynie dlatego, żeby się dowiedzieć, ile irracjonalnych pomysłów można upchnąć w jednej powieści. Znalazłam ją u Cioci na półce kilka lat temu… Współczesna powieść dla kobiet o bliźniaczkach, które odnajdują się po latach. Cóż za szkoda, że tytuł nie wraca… bo chętnie odradziłabym lekturę!
Hahah
A widzisz, bo to chyba czasem tak jest, że chcemy bardzo dowiedzieć, jak chory jest umysł autora i brniemy w te paradoksalne historie.
Zmierzch też mnie jakoś odrzuca 
AHA!!!!!! NO PATRZCIE! zajrzałam jakoś tak, na chybił trafił do postu: Książki, których nie przeczytam. Na widok jednej z okładek coś mnie tchnęło! Sprawdziłam (coś mi w głowie dzwoniło o jakichś jeżynach, ale jednak nie pasowało). LATO W JAGÓDCE Katarzyny Michalak! Cóż za zbieg okoliczności! Swoją drogą, zadziwia mnie, że ta pani wydała tyle pozycji… Pozdrawiam, P.M.
Prawda? Tez mnie ten fenomen popularności zastanawia? Co można, ile i w jakich konfiguracjach 😉
Widać takie czasy, wygląda na to, że teraz można wydać wszystko…
Można, a co gorsza ludziom się to podoba.
To, że się podoba z całą pewnością jest najgorsze. Niby o gustach się nie dyskutuje, jednak w tym przypadku…
Hmm właśnie, ale z drugiej strony ktoś nam te gusta kreuje 😉
Nad Niemnem – mój koszmar!
I Lalka niestety
Z bardziej współczesnych, rzuciłam w kąt Greyem.
Za Lalką i Bolkiem nie przepadam, ale jakoś „zniesłam” 😉 Greya to ja nawet otwierać nie chcę 😉
najgorsza i najbardziej nudna to Kroniki Abisyńskie Moses Isegawy, uparłam się i przeczytałam, jeszcze na studiach, w pracy, gdzie jak nie było ludzi to tylko siedziałam. Pamiętam, że specjalnie woziłam tylko tą jedną książkę, żeby przez nią przebrnąć. to był koszmar. Szczerze nie polecam.
Pozdrawiam
gosia
Nad Niemnem te opisy też mnie dobiły, ale najgorsze były Noce i dnie. Hasło Bogumiłłłł!!! wywołuje u mnie obrzydzenie natychmiastowe. Książką, którą zmęczyłam z wielkim bólem serca i mózgu był Lord Jim – nigdy więcej!
Syzyfowe prace zgadzam się koszmar, podobnie wspomniani powyżej Ludzie bezdomni, ale Krzyżacy mi się podobali, jednak ja kocham historię.
A Dzieci z Bullerbyn to książka mojego dzieciństwa, do której wracam i wracam i znam na pamięć:)
Uff, to nie jest jeszcze ze mną tak źle 😉 Heh
Nie lubie długich opisów tylko akcja.
Haha Orzeszkowa pobiła moją normę wytrzymałości.
o jaaaaa, jak można ie kochać Dzieci z Bullerbyn?!
Ja z kolei nie znoszę „Małego księcia”.
A najbardziej wkurzającą książką, jaką w życiu czytałam była powieść noblisty Mo Yana „Obfite piersi, pełne biodra”.
Sama nie wiem, dlaczego te z Bullerbyn mi tak podpadły 😉 Ja za to Małego Księcia uwielbiam
A piersiami mnie zmartwiłaś, bo chciałam przeczytać. 😉
a to czytaj, czytaj, to,że mnie wkurzał ten durnowaty styl, nie znaczy,że i Ciebie będzie drażnił
Haha
Zobaczymy, póki co inne w kolejce się pchają.
Dzieci z Bullerbyn to moja ulubiona książka z dzieciństwa 😀 Krzyżaków też lubię 😀 zgadzam się co do Nad Niemnem a Syzyfowych prac nie czytałam. Dla mnie Ludzie bezdomni byli koszmarem, ale kto wie może jeszcze wrócę i spojrzę dorosłym okiem 😉 Świetny pomysł na wpis. Muszę się zastanowić, które książki są dla mnie tymi nielubianymi 😉
Hah jak zawsze inspiracją jesteście Wy!
Ale w sumie faktycznie ciekawy wpis z tego może wyjść 